Danger close

"Ten, któremu starczy odwagi i wytrwałości, by przez całe życie wpatrywać się w mrok, pierwszy dojrzy w nim przebłysk światła".

środa, 6 lutego 2013

Metro 2033 - opracowanie, część VI


Katastrofa

Mówił o niej jeden z wartowników na Borowickiej, kiedy Artem czekał na Młynarza, z którym miał wyjść na powierzchnię. Strażnik siedział wtedy w łączności, kazali mu nasłuchiwać przez radio. Liczyli na sygnał z bunkrów rządowych za Uralem, jednak na początku uderzono w obiekty strategiczne. Oberwały także Ramienki, obok których znajdował się punkt dowodzenia. Nie zamierzono celować w budynki cywilne. Po katastrofie milczała Syberia, jednak były sygnały m.in. z łodzi podwodnych, strategicznych czy atomowych, które pytały, czy mają odpalać rakiety. Ludzie nie wierzyli, że Moskwy już nie ma, zdarzało się, że ludzie płakali w słuchawki, prosili o poszukanie swoich rodzin. Strażnik wspominał o załodze czołgu, który akurat wyjechał z jednostki. We trójkę pojechali na wschód od Moskwy, po drodze zatankowali i wzięli z jakiejś wsi kobiety. Kiedy zabrakło im paliwa, wkopali czołg do połowy w ziemię, obok postawili namioty, wykopali ziemniaki, zbudowali generator prądu. Dość długo tak mieszkali, dochowali się dzieci. Ponoć napatrzyli się na wiele dziwów spowodowanych radiacją. Pewnego dnia jednak kontakt z nimi się urwał.
O apokalipsie wspominał również kapłan kultu Wielkiego Czerwia zaciągnięty przez stalkerów z Antonem i Olegiem do Metra-2. Mówi, że niebo najpierw spłonęło, a następnie zasnuło się kamiennymi obłokami. Rzeki i morza wrzały, aby wyrzucać na brzeg ugotowane żywcem stworzenia, a następnie zmieniły się w lodową galaretę. Słońce nie pojawiało się na niebie przez wiele lat. Domy i ludzie w ułamkach sekund obracali się w popiół, inni krzyczeli, prosząc o pomoc, umierając przez promieniowanie. Staruszek oskarżał ludzi o to, ze jednym naciśnięciem guzika zburzyli cały piękny świat.
Relację z Katastrofy można przeczytać na ścianach kantoru znajdującego się przy stacji WOGN. Pisała tam jego pracowniczka, uwięziona w nim po bombardowaniu. Jej pierwszy wpis mówił o tym, że się nudziła i od trzech dni siedziała w budce, bojąc się ją opuścić. Widziała ludzi, którzy biegli do metra, jednak po drodze się udusili i od tego czasu leżeli na ulicy. W gazetach pisali, że chmura pyłu zostanie szybko rozwiana przez wiatr i zagrożenie minie. Drugi wpis był opatrzony datą 9 lipca. Dziewczyna pisała, że próbowała dostać się do metra, jednak nikt jej nie otworzył, a po chwili zrobiło jej się słabo i wróciła do budki. Mówiła, że dookoła było mnóstwo trupów. Wybrała się do spożywczego po czekoladę i wodę. Trzeci wpis pochodził z 10 lipca. Pracownica kantoru pisała, że nastąpiło powtórne bombardowanie. Przez ulicę jechał czołg. Miała torsje. W wpisie z 11 lipca dziewczyna wspominała, że koło budki przechodził bardzo poparzony człowiek, który płakał i rzęził. Poszedł do metra i pukał, po jakiś czasie hałas ustał. 12 lipca dziewczyna zaczęła się czuć bardzo źle, miała dreszcze, nie wiedziała, czy śpi, czy nie. Miała przywidzenia – widziała swojego ukochanego i matkę. Przyszły psy, które zaczęły zjadać trupy. Kobieta wspomina, że ponownie miała torsje. 13 lipca dziewczyna zaczęła tracić nadzieję, pisała, że minie jeszcze rok, zanim wszystko wróci do normy. Starała się ostatkami sił wierzyć, że wszystko będzie dobrze i ją odnajdą. Ostatnia sensowna notatka była datowana na 14 lipca. Dziewczyna czuła się wtedy bezsilna, pisała, że już nie chce, pragnęła zostać pochowana jak człowiek, było jej ciasno. Wspominała, że na fenazepam. Obok tego były jeszcze różne napisy, coraz bardziej bezsensowne, oraz rysunki.





Powierzchnia

  • Po wyjściu z Borowickiej Artem zobaczył na wpół zburzone i zniszczone przez kwaśne deszcze szkielety niskich domów mieszkalnych pozbawione okien. Był to zarazem mroczny i piękny widok.
  • Na soborze Chrystusa Zbawiciela gniazdo miały mutanty – przypominające ptaki skrzydlate cienie.
  • Zdarzało się, że na powierzchni spotykano innych wędrowców. Stalkerzy mieli swój znak – były to trzy kółka latarką. Jeśli spotkani przybysze odpowiadali w ten sam sposób, można było się do nich spokojnie zbliżać. Wypadku innej lub braku odpowiedzi, Młynarz zalecał jak najszybszą ucieczkę.
  • Wędrując na Smoleńską, Artem mijał park. Rosły tam drzewa mające grube, poskręcane pnie, a ich korony wznosiły się na wysokość piątego piętra. W prześwitach między drzewami majaczyły cienie, a w głębi migotał słaby płomień przypominający ognisko, lecz będący zielonego koloru. Budynek za parkiem był w bardzo złym stanie: górne piętra zapadły się, w wielu miejscach były dziury, nie wszystkie ściany przetrwały.
  • Większość jezdni w mieście pełna była skorodowanych i osmalonych wraków samochodów. Stalkerzy wynieśli z nich niemal wszystko, co tylko można było – benzynę z baków, akumulatory, generatory prądu, przednie i tyle światła, siedzenia. Asfalt ulic był zryty lejami, popękany. W szczelinach przebijała się trawa. Artem miał okazję widzieć Nowy Arbat, wokół którego stały szkielety zniszczonych domów.
  • Artem, uciekając przez cieniami, schował się w jednym z budynków, choć Młynarz przestrzegał go przed tym. Na klatce było ciemno. Znajdowały się tam zdarte ściany, brudne schody, wyłamane drzwi spustoszonych i wypalonych mieszkań, Wokół chodziły szczury. Artem wszedł wyżej i zdecydował się wejść do mieszkania, które było zamknięte. Zabarykadował drzwi szafą. Szyby były tam wybite, jednak wyposażenie zachowało się tam bardzo dobrze. Na podłodze rozrzucono coś, co przypominało trutkę na szczury. Mieszkańcy nie porzucili domu w pośpiechu, zdawało się, że liczyli na powrót – wszędzie panował porządek, w kuchni nie było jedzenia, a meble owinięte były folią. W mieszkaniu stały regały z książkami.
  • Hol Smoleńskiej był ciemny, wilgotny i pusty. Kasy i pomieszczenia służbowe były otwarte i wyczyszczone, zabrano wszystko, co mogłoby się przydać w metrze. Nie było tam bramek wejściowych, budek strażników, zostały po nich jedynie betonowe fundamenty. Na końcu długich schodów ruchomych znajdowały drzwi zrobione ze stalowych płyt.
  • Stalkerzy mieli umówiony sygnał przy pukaniu w drzwi stacji.
  • Wyjście z WOGN-u było bardzo długie, stopnie skrzypiały i trzeszczały pod nogami, zdarzało im się zapadać. Wszędzie walały się omszałe konary i małe drzewka. Ściany porosły powojem i mchem. W dziurach w barierkach widać było zardzewiałe części mechanizmu. Wejście do holu zawalone były powalonymi drzewami. W dachu westybulu ziała ogromna dziura. Mieszkały tam ptaszko-jaszczuro-dinozauro-stworzenia, nocą śpiące, zwinięte w skórzaste kule. Górny hol stacji stał pośród rozwalonych pawilonów handlowych i kiosków. Było zupełnie ciemno i cicho, jedynie gdzieś w oddali wyły dzikie psy, żałośnie, tęsknie, jakby płakały.
  • Artem wszedł do ocalałego kiosku, który z zewnątrz nieco przypominał twierdzę – był to kantor. Drzwi miał zamykane na szyfrowy zamek. Słysząc skrzek ptaszyska, Artem na czuja wcisnął przyciski w zamku i dostał się do środka. Znajdowała się tam mumia kobiety, która w jednej ręce trzymała gruby flamaster, a w drugiej plastikową butelkę. Ściany pokryte były linoleum, na którym kobieta pisała. Na podłodze walało się puste opakowanie po tabletkach, opakowanie po czekoladzie, metalowe butle z gazem, a w kącie stał przymknięty sejf.
  • Gdy Ulman, Paweł i Artem jechali pod wieżę Ostankino, mieli ciężką przeprawę. Ziemia była zryta, asfalt popękany. Nieraz trzeba było przebijać się przez góry betonu, które pozostały po zawalonej estakadzie.
  • Wieża Ostankino była nieco przekrzywiona, jednak ocalała. W środku było cicho, brudno i pusto. Szyby były potłuczone, ławki poprzecierane, kontuar kasy zniszczony. Windy stały na pierwszym piętrze z otwartymi drzwiami. Wewnątrz wieży było wilgotno i zimno, wokół schodów piętrzyła się betonowa ściana, drzwi pootwierane były na oścież i ukazywały wnętrza byłych sal projekcyjnych. Wewnętrzna ściana balkonu pokryta była marmurem. Z wieży widać było cała panoramę zniszczonej Moskwy.



Kult Wielkiego Czerwia

*(informacje dotyczące samych wierzących znajdują się w części „Ludzie w metrze”)
Wiara ta zakładała, że kiedyś cały świat był kamieniem i wtedy zamieszkał w nim Wielki Czerw, który był zawsze. Mieszkał on w samym centrum świata i powiedział, że będzie on jego. Wygryzł w nim tunel, ogrzał ciepłem swojego ciała, oświetlił światłem swoich oczu, zasiedlił go swoimi istotami. Pierwsze stworzenia były duże i silne jak Wielki Czerw. Bóg pokochał je, jednak nie miały one co pić i umarły. Wielki Czerw zaczął płakać i stąd na ziemi wzięła się woda. Soki jego wnętrzności zmiękczyły ziemię, która zaczęła rodzić grzyby. Obawiał się, że istoty tak duże jak on nie pomieszczą się na ziemi, więc najpierw stworzył pchły, potem kolejno szczury, koty, kury, psy, świnie, na końcu człowieka. Jednak stworzenia te zaczęły się zabijać i zjadać nawzajem, co wypełniło Wielkiego Czerwia smutkiem. Za każdym razem, kiedy człowiek jadł człowieka, Wielki Czerw płakał, a jego łzy płynęły tunelami i zatapiały je. Człowiek został stworzony na samym końcu i był ukochanym dzieckiem Wielkiego Czerwia, jako jedyny posiadał rozum.
Ludzie maszyn, którzy zabijają innych, byli wrogami Wielkiego Czerwia.
Kapłanami są założyciele tej religii. Są to starsi ludzi z włosami na głowie. Rzekomo słyszą oni życzenia swojego Boga.
Jednym z zakazów religii jest niemożność patrzenia na swojego boga.
Wielki Czerw po stworzeniu człowieka zszedł do podziemi i zapowiedział, że wróci, nakazując człowiekowi żyć według jego nakazów: żyć w pokoju z sobą, z ziemią, z życiem i ze wszystkimi stworzeniami, a także czcić swojego boga. Z czasem ludzie przestali wierzyć w Wielkiego Czerwia i odwrócili się od niego. Bóg płakał z tego powodu, a jego łzy zalewały dolne tunele. Ludzie przywłaszczyli sobie ziemię, stworzyli maszyny, które mogły zabijać, a także mogące drążyć tunele. Wtedy Wielki Czerw nie wytrzymał i odebrał tym ludziom rozum, owładnęło nimi szaleństwo i zaczęli się nawzajem zabijać bez pamięci. Była to kara za pychę.
Jednak ci, którzy pozostali wierni Wielkiemu Czerwiowi, nie zostali przeklęci. Wyrzekli się maszyn oraz świata i żyli w pokoju z ziemią. Zachowali swój rozum, a bóg obiecał im cały świat, kiedy jego wrogowie padną. Nadejść miała apokalipsa – Wielki Czerw miał wezwać na pomoc rzeki, ziemię, powietrze. Wszystko miało się zawalić, rzeki miały zalać tunele. Wtedy miał zapanować pokój, na świecie miało nie być smutku, miał być on pełen dobrobytu.
Wódz plemienia przyznał Artemowi, że sam stworzył tę religię, ponieważ nienawidził maszyn, które doprowadziły do upadku ludzkości i konieczności życia w metrze.
Za Parkiem Pobiedy znajdowały się święte dla wierzących tunele, w które można było chodzić jedynie w wybrane dni.



To już koniec mojej przygody z Metro 2033. W następnych notkach najprawdopodobniej powrócę do tematu wyprawy do Prypeci.

3 komentarze:

  1. Kapitalne opracowanie książki "Metro 2033"! Naprawdę gratuluję, czegoś takiego szukałam w sieci już od dawna! Obecnie jestem w trakcie czytania "Metra 2033" po raz drugi i ta książka wciąż i wciąż mnie zachwyca. "Metro 2034" również zaliczyłam. Przede mną kolejne powieści z tego uniwersum, którego jestem wielką fanką. Naprawdę dziękuję za to znakomite opracowanie, które przeczytałam z wielką przyjemnością! Coś cudownego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miłe słowa :) Niezwykle się cieszę, że moja praca przypadła Ci do gustu. Gorąco polecam pozostałe książki z Uniwersum, bo każda jest na swój sposób niezwykła.
      Jak znajdę chwilę czasu, to postaram się zrobić coś podobnego dla pozostałych książek, więc zapraszam do siebie ponownie!

      Usuń
  2. Świetne opracowanie, być może jedyne polskie opracowanie tej książki w internecie.
    Tak naprawdę ratujesz moją maturę, dzięki Ci :D

    OdpowiedzUsuń